Smocza Jama

Potrzebowałem duzo energi i mięsko które się trawiło wydzielało gaz który sobie frunął do drugich płuc i dzięki temu w postaci smoka bez =żadnych czarów i męczarni mogłem zać ogniem. Nie duzo było potrzabwa by resztki byly rzucone przezemnie gdzieś w las. Sam tyam poszedłem napić się. Jak wruciłem już cz czystym pyskiem połorzyłem się przed elfem by teraz swoje procesy sie odbyły. Z zaciekawieniem patrzyłem na to co robi

Bawiłem się dalej, nie zważając na to, że smok już wrócił. Po długiej chwili z nasionka wyrosła róża o nienaturalnym, turkusowym kolorze. Wyszedłem na zewnątrz i wkopałem ją obok groty. Wyglądała dziwnie, ale mi się podobała.
- Nie zapomnij jej podlewać. - powiedziałem z uśmiechem.

Mi też. Lubiłem wyjatkowe rzeczy Pokiwalem łepkiem na tak ze nie zapomne. Ciekawilo mnie czy wróci.... Bo chyba teraz ghdześ pójdze prawda? Ma to czego chciał. Ja z resztą i tak bym chciał sie zdrzemnąć... A tak przy goścu to głupio...

Wróciłem jeszcze na chwilę do jego groty.
- Widzę, że jesteś zmęczony. W takim razie pójdę już. Jeżeli chcesz to jeszcze kiedyś Cię odwiedzę. W każdym razie miło było poznać tak zacnego smoka. - ukłoniłem się z gracją na pożegnanie i czekałem na zgodę, że mogę się oddalić.

-Nazywam się Jacke.... -szepnąłem spokojnie. Podałem mu swoje imię... widzał moje ludzkie wcielenie wiec powinen domysleć się ze chce by przyszedł jeszcze
-Żegnaj... jak bedzesz chciał... przyjdz jeszcze....

- Wpadnę jutro. Obiecuję. - uśmiechnąłem się szeroko.
Odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem odszedłem w stronę budynku, w którym mieszka. Obiecałem, że wrócę. I wrócę. Nie chciałem zostawiać go w samotności. Ja chociaż miałem książki i współlokatora. On wydawał się strasznie samotny.

Obiecał... Miałem nadzeje ze naprawde wruci. Polorzyłem łep i zasnałem. rano porwałem pare stworzeń z ololicznej wieoski by zjeść. Później znów spać... I obudziły mnie krzyki i ogień... Podpalili siano na którym leżelem. Skryłem sie w zakamarkach groty jako człowiek patrząc przerażony na dopalajace się siano... Łapki, nogi i brzuczek miałem oioaony... Gardło też. Wiem.... głoupie to jak na smoka jednak my też mozemy sie popażyć... szczególnie nie swoim oginiem

Jak obiecałem, tak zrobiłem. Nigdy nie łamię danego słowa, dlatego tak rzadko coś komuś obiecuje. Do mojego wrażliwego nosa dotarł zapach spalenizny. Wbiegłem do środka. Ślady ludzi. Cholernie źle. Ludzi już tu nie było. Wywąchałem smoka i ruszyłem do niego biegiem. Przekląłem pod nosem, widząc w jakim jest stanie.
- Zostań tu. - poleciłem mu tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Przyniosłem trochę wody i leśnych roślin. Złapałem za kamień, w którym spokojnie można było utrzeć coś na nim. I wziąłem się za robienie "maści" z roślin. Po chwili okładałem nią ciało chłopaka.
- Wszystko dobrze? - zapytałem zmartwionym tonem.

łezki leciały mi z oczek ak same z siebie. Nie miałem zamiaru sie ruszyc... Bolało mnie... Na szczescie włosy sie nie spaliły. Muszę jeść... Nawet jako człek mam bardzo wszytbki przepływ wszystkiego więc ciągle łarze głodny... Dalem mu sie wysmarować tymi maściami czy cus... Nie myślałem teraz zbyt logicznie. Wydałem z siebie cichy i piskliwy dzięk jak spytał czy dobrze

Wiedziałem, że może to być dla niego bolesne.
- Ćśś... Będzie dobrze... - pogłaskałem go po włosach. - Daj mi jeszcze chwilkę.
Zrobiłem coś w stylu naparu. Wiedza alchemiczna bardzo się przydawała. Przyszedłem z nim do smoka.
- Pij... - przyłożyłem mu "naczynie" do ust. - Wiem, że może to być trochę nieprzyjemne, ale potem będzie lepiej.

Nie.... nie chciałem pić.... Ble.... Sam zapach mnie odpychał. Odwruciłem łepek zniesmaczony kulac się bardzej

Nadąłem policzki niezadowolony.
- Nie narzekaj, że będziesz się dłużej z tego wylizywał. - odłożyłem naczynie na bok.
Może co innego go przekona. Muszę nad tym chwilę pomyśleć.

patrząc w dół zerkałem na elfa patrząc jak kmini by mi dać to.... Nie chciałem... nie lubiełem... bałem sie/....

Spojrzałem na niego ze smutkiem.
- Proszę... Wypij to... W zamian... Cholera... Zrobię co zechcesz... - uśmiechnąłem się niezręcznie.

spojrzałem na niego smutnymi oczkami... Nie pewnioe przysunąłem pyszczek do naczynia. Wysunałem jezyk i liznąłem wywaru. Tylko się kawsiłem i bardzej skuliłem w sobie. Pasudctwo

Tupnąłem ze złością, widząc jak się krzywi.
- Cholera, jeżeli to wypijesz, to kurcze obiecuję, że... Że... Cholera! Pójdę z Tobą do łóżka!
Sam nie wiem, czemu to powiedziałem, ale dopiero po chwili pomyślałem nad sensem tych słów. A jeżeli on nic do mnie nie czuje i nie chce? Trudno. Gorzej, jeżeli chce. W każdym razie nie mogę złamać obietnicy.

-Tym bardziej nie chce...-mruknąłem kulac sie. Nie chciałem go wykorzystywać... bo to było dziwkarstwo.
-Nie chce zebys szedł ze mną się kochać po palnąłeś głupotę... -uśmiechnałęm się mimo wszystko bo był seksowny... Jednakowosz nie chciałem go wykoszystywać no. Spojrzałem na niego tylko ze smuteczkiem

-Powiedziałem, że to zrobię, a ja słowa nie cofam. - złapałem go a podbródek i pocałowałem, ale po chwili się wycofałem.
Nie potrafię tego zrobić jakoś specjalnie szybko. Po prostu potrzebowałem też jakiejś reakcji z jego strony. Westchnąłem cicho i położyłem się obok niego.
- Skoro nie to lecz się własnymi sposobami. Myślałem, że dorosły smok nie zachowuje się jak dziecko.

-jestem dziwny.... -mruknałęm i wziałem to naczynie. Wypiłem to mocno się krzywiac. Po tym połorzyłem sie wraz z nim.
-Na górze jest łóżko.... Wysciełałem juz je futrami... Mam nadzeje ze nie spaliły się...-mruknąlem cicho zerkajac na półkę skalną która teraz wydawała się nawet duża

Zarumieniłem się aż po czubki uszu widząc, jak wypija wszystko. Czas dotrzymać obietnicy.
- Sprawdzę. Poczekam tam na Ciebie. - uśmiechnąłem się szeroko i wskoczyłem na półkę skalną.
Futra były zwęglone, ale nie spalone. Czyli wszystko okay. Rozłożyłem się na nich wygodnie, czekając na niego. Dopiero po chwili coś mnie olśniło.
- Pomóc Ci wejść? - zapytałem.

-nie, poradze sobie! -po chli wyrosły mio z pleców skrzydła. Podleciałem tam. Połorzyłem sie na łózku obok niego
-Nie chce się z toba kochać.... -powiedzałem spokojnie okrywajac sie jednym futerkiem

Westchnąłem cicho.
- Nie będę protestował. - znów rozłożyłem się wygodnie. - W każdym razie mogę Ci jakoś pomóc?
W końcu nie był w najlepszym stanie, ale co będę o tym gadał. Chyba można było to zauważyć.

-nie... Polerz ze mną... nie chce byc sam.... -Schowałem skrzydełka i przytuliłem sie do elfa. Czasem zachowywałem się jak dziecko... To była moja wada. Wielka wada....Wtulałem sie lekko jak dzieciątko.
-Jak sie nazywasz ?

- Diego. Diego Tizil. - przedstawiłem się po raz kolejny i objąłem go delikatnie.
Nie rozumiałem tego pytania, ale nic nie powiedziałem. Zamknąłem oczy i objąłem go nieco mocniej, ale nie jakoś specjalnie mocno. Na tyle, żeby czuł, że go przytulam.

-Diego.... Starosć nie radosc... głupi ja,... ty juz mi sie przedstawiłeś... Przepraszam.... -wtliłem sie mocniej. Coraz cześciej zapominałem... coraz czesciej dawałem sie ponosić bestialskiej cześci... wzrok... słuch sie coraz mocniej psł... dziecinniałem. Cyba już wszystko kończyło...